Wciąż pracuję nad historią chilijskiej dyktatury. Ostatnio są to najokrutniejsze, najbardziej przykre świadectwa. Przypalanie, prądy, karaluchy i szczury wpuszczane do ciała. Poszukiwanie zaginionych przez bliskich. Miesiące nadziei, a potem wieść, że ojciec, siostra, syn zostali zamordowani w drugim dniu po zamachu stanu. Świadectwa ludzi, którzy na torturach zdradzili swoich przyjaciół, współdziałaczy i którzy uczyli się na nowo wypowiadać bez wstydu swoje imię. Dzień po dniu relacje pamięci. Chwilę później, przeobrażone w mojej głowie, wychodzą poza chilijski mikrokosmos, dotykają boleśnie i wzbudzają wyrzuty sumienia, bo czuję, że z mojej strony to czysty emocjonalny banał. Relacje z tortur, bólu, świetnie pogrywają na uczuciach młodej osóbki, która nic jeszcze nie wie o życiu. Młodość mnie osacza swoim pragnieniem czynienia wielkich zmian, przysłaniając świadomość dorosłości, która wie, że osobiste zmiany świata lepiej czynić małymi krokami, by nie wyrosły na miarę szkodliwych i kontrowersyjnych ideologii i fanatyzmu. Usiłuję znaleźć drogę by nie być tylko niemym obserwatorem i nie stać się siewcą prawd niezastąpionych, ale mam wrażenie, że cel nie jest w znalezieniu, a szukaniu. Szukaniu, które trwa całe życie. Bo najgorzej jest wtedy, gdy komuś się za szybko wydaje, że znalazł odpowiedź.
1 komentarz:
oj, jak bardzo masz rację...
M
Prześlij komentarz