sobota, 3 sierpnia 2019

Śmierć R mnie nie dotyczyła. Nie mogła. Poznaliśmy się w kwietniu. I to był ostatni raz kiedy się widzieliśmy. Potem były urodziny C. ale nawet nie było mnie w mieście. Włóczyłam się gdzieś między piramidami a wykańczanym pensjonatem. A jednak gdy zobaczyłam 'jej chłopak nie żyje'. Zadrgało całe ciało. Jakby ten obcy człowiek nie mógł popełnić samobójstwa. Ten wielki wyglądający jak drwal mężczyzna, który opowiadał o Yalitzy jak o narodowej bohaterce nie mógł tak po prostu odebrać sobie życia. Nie to, że wierzę w teorie spiskowe, że Noroña nasłał na niego swoich opryszków, że tak zdenerwował jakiegoś polityka, że w patio domu rodziców został zmuszony do założenia sobie na szyję sznura. Idealny dom, udane życie, helikopter nad miastem, piękna dziewczyna w Atenach. Śmierć. Widzę, że jest dostępna o trzeciej, czwartej, szóstej nad ranem. Tylko Jego już nie ma.

Brak komentarzy: