czwartek, 28 czerwca 2012

Dziś czytając artykuł na temat twórczości Angelopoulosa trafiłam na piękne zdanie Płażewskiego, w nawiązaniu do filmu Wieczność i jeden dzień. Napisał, że pesymizm Greka temperowany jest przez jego wiarę w niezbędność poezji. Poezja jest więc tym, co ratuje ludzkość (tudzież samego reżysera, ale ten akurat zmarł niedawno, więc mogłoby to zabrzmieć odrobinę ironicznie) od negatywnej oceny rzeczywistości. Tak przynajmniej uważa Płażewski. Choć może precyzyjniej byłoby powiedzieć, że ratunkiem jest konieczność istnienia poezji. Jeśli istnieje potrzeba, to znaczy, że poza tym co w świecie złe, szuka się nadal tego co piękne, wzniosłe, transcendentne. Wierzy się w istnienie czegoś, co ratuje świat przed ostateczną zagładą. Wybór poezji jest sam w sobie optymistyczny. Zakłada wyjątkowość człowieka.

środa, 4 kwietnia 2012

Czas nas nie głaszcze po głowie i szyi, lecz wbija igły w ręce nie tak bezbronne jak dawniej. Wokół mnożą się choroby. Zarażają zgnilizną. I rodzi się życie. Delikatność ludzkiego ciała w tym, co podupadłe i nowe. Umiera miłość. Zdradzona, odwrócona plecami kurczy się i mnoży strach. Nie ma już wielkich podróżników. Są książki na sprzedaż i zdjęcia w albumie. Wokół ludzie w narkotycznym ciągu boją się spojrzeć na życie trzeźwymi oczami. Ty patrz by nie wiedzieć jak.

środa, 18 stycznia 2012

BĘDZIE O KOMUNIKACJI

Autobusy, samochody, taksówki, trolejbusy.. wydawać się może nudne, ale to cały nieodkryty dla Europejczyka świat dziwów. Przede wszystkim - ilość. Pojazdów jest tak dużo, że stanie w korkach stało się kolejnym sportem narodowym. W związku z ilością samochodów stworzono system "Pico y Placa" - samochodom przypisuje się numery rejestracyjne i na przykład te z numerem 1 nie mogą jeździć w poniedziałki, te z numerem 2 we wtorki itd. Najzabawniej, gdy ktoś mówi Ci, że podwiózłby Cię, ale dziś nie może, bo jest jego dzień "Pico y Placa".
Osobny temat to autobusy. Tłum często większy od tego w MPK relacji Cracovia-Ruczaj I. Ludzie pchają się tak zajadle, że można poczuć się jak na rockowym koncercie. Poza tym autobusy osobowe, które zawożą na kampus - istne targowisko różności. Począwszy od karmelków, lodów, poprzez gazety, a na pirackich filmach DVD kończąc. Cały czas ktoś usiłuje coś sprzedać. Autobusy walczą o pasażerów, więc częste jest wyprzedzanie na zakrętach na wariackich papierach, a głośne "Suba, suba! Tumbaco! Cumbayá!" ("Do góry! Wchodź! Tumbaco! Cumbayá!") rozbrzmiewa na wszystkich przystankach, zwielokrotnione ilością głosów poborców opłaty. Bilety są rzadko spotykane, jeśli już, to raczej budki, gdzie można rozmienić pieniądze do automatów. Najczęściej 25 dolarocentów daje się poborcy w autobusie przy wysiadaniu. Jazda autobusem przypomina czasem kolejkę górską, a największe wrażenie robią widoki - wszędzie wokół łańcuchy Andów kuszą zielenią i dzikością.

sobota, 7 stycznia 2012

W dole Caracas. 1752 km dzieli mnie od Quito. Od trzech lat czekałam na podróż za Wielką Wodę. Na południe. By znów mierzyć się z sobą w specyficznych warunkach wędrówki- utrzeć nosa utartym w głowie ścieżkom, uderzyć w czuły punkt wypracowane latami poglądy. Ledwo co nauczyłam się na nowo żyć Krakowem i już wyruszyłam. Zasmucona, że Oni Tam będą wiedli swoje życie beze mnie, ale jednocześnie właśnie tu, symbolicznie i rzeczywiście zarazem, na wysokości 9754 metrów od stolicy Wenezueli (z pomocą samolociku przesuwającego się po małym ekranie na przednim siedzeniu) zrozumiałam gdzie jestem. Przypomniałam sobie, że spełnia się marzenie. Prawie namacalne uczucie, kiedy zanika strach, na krótką chwilę nie ma żadnych wątpliwości, tylko dominująca emocja spełnienia. I zaraz potem, absurdalnie, po raz pierwszy tak konkretnie, niezmącone innymi sprawami - łzy tęsknoty. Dziwna to para - spełnienie i tęsknota, ale widać to one płodzą sens.

czwartek, 5 stycznia 2012