poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Czas goni, a to oznacza codzienny obowiązek pisania, pisania, pisania...
Wiele tego: komentarze, analizy, eseje, praca licencjacka...no i tak jakoś cierpi na tym blog, bo niby to tylko luźne przemyślenia, relacje, ale teraz widok klawiatury kojarzy się jednoznacznie i budzi niechęć. Tak więc conquensański Wielki Tydzień, Campus i wszelkie inne wydarzenia muszą zaczekać na moje siły i ochotę do stukania w literki.

wtorek, 14 kwietnia 2009

Wielkanoc

Niestety po raz kolejny dopadła mnie choroba, więc znów Internetu braki mój blog odczuł bolesne. Dziś jednak przełamując chorobową karmę w końcu dostałam szansę wysłania posta i jak widać z szansy skorzystałam.
W niedzielę spotkałyśmy się na Śniadaniu-Wielkanocnym-Bez-Święconki. Moich hiszpańskich znajomych pomysł śniadania w ogóle zdziwił, bo jak się okazuje w Cuence (być może w całej Hiszpanii, ale informacja ta, jako niesprawdzona, nie może zagościć tu pewnie) nie śniadaniuje się wielkanocno. Nie przeszkodziło nam to w międzynarodowej uczcie. W oparach jajecznych past i z truskawkami w dłoniach w nowo-rodzinnej atmosferze dzieliłyśmy się wrażeniami z Nocy Pijaństwa, która tu (o dziwo-nie-dziwo!) ma miejsce w Wielki Czwartek. Ale o tym jeszcze słów więcej padnie wkrótce.

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

małe refleksje

Moje hiszpańskie otoczenie to zupełnie inna od polskiej rzeczywistość. Dałam temu wyraz nie raz. Tyle, że historie o świętach, wycieczkach do innych miast nie dają całego oglądu rozterek, które to środowisko implikuje. Pierwszy raz pytanie o to, co ważniejsze: korzystanie z życia bez czy z refleksją, przestało być pytaniem retorycznym, a stało się kwestią wyboru. Z pewnością na mnie, osoby analizującej każdy skrawek ziemskiego żywota, dobrze działa spotkanie z tymi, którzy unikają smutku, nie angażują się w nic poważnego aby uniknąć rozczarowań. Dopiero w zderzeniu z wielkim hedonizmem mieszkańców Hiszpanii, mogę szczerze odpowiedzieć na pytanie: czego ja tak naprawdę chcę? Oczywiste jest, że łatwiej wymagać od siebie wiele, gdy wokół wszyscy są wymagający i ambitni. Człowiek najczęściej w zderzeniu z łatwością posiadania rzeczy najbardziej potrzebnych, niezbędnych do życia, okazuje się zdolny jedynie do małych ambicji. To znów sprawia, że ludzie tutaj pozbawieni są wielkich "ego" charakterystycznych dla mnie oraz moich polskich znajomych i przyjaciół. Hiszpanie, których tu poznałam, są bardziej otwarci, bo nie zabarykadowani przez swoją intelektualną godność (żeby nie nazwać jej pychą). Cierpliwi wobec nieświadomości innych. Z drugiej strony czasem podążający ku ślepemu zaułkowi. Wydaje mi się, że na końcu wynalezionego przez nich skrótu prowadzącego do szczęścia, czeka przepaść. I wiem też, żyjąc tu od pół roku, jak łatwo wpaść w pułapkę wiary, że skrót do szczęścia istnieje.