Poezja na każdy dzień

3.04.2012

Czesław Miłosz
A jednak


A jednak byliśmy do siebie tak podobni
Z całą naszą mizerią penisów i wagin.
Z bijącym mocno sercem w strachu i rozkoszy,
I nadzieją, nadzieją, nadzieją.
A jednak

A jednak byliśmy do siebie tak podobni,
Że leniwe smoki przeciągające się w powietrzu
Musiały nas uważać za braci i siostry
Bawiących się zgodnie w słonecznym ogrodzie,
Tylko my o tym nie wiedzieliśmy,
Zamknięci każde w swojej skórze, osobni,
I nie w ogrodzie, na gorzkiej ziemi.

A jednak byliśmy do siebie tak podobni,
Mimo że każde źdźbło trawy miało własny los,
Każdy wróbel w podwórzu, każda mysz polna.
A niemowlę, które dostanie na imię może Jan, może Teresa,
Rodziło się na długie szczęście albo na wstyd i cierpienie
Tylko raz jeden, aż do końca świata.


13.12.2011

Henry Wadsworth Longfellow
My lost youth


Often I think of the beautiful town
That is seated by the sea;
Often in thought go up and down
The pleasant streets of that dear old town,
And my youth comes back to me.
And a verse of a Lapland song
Is haunting my memory still:
"A boy's will is the wind's will,
And the thoughts of youth are long, long thoughts."

I can see the shadowy lines of its trees,
And catch, in sudden gleams,
The sheen of the far-surrounding seas,
And islands that were the Hesperides
Of all my boyish dreams.
And the burden of that old song,
It murmurs and whispers still:
"A boy's will is the wind's will,
And the thoughts of youth are long, long thoughts."

I remember the black wharves and the slips,
And the sea-tides tossing free;
And Spanish sailors with bearded lips,
And beauty and mystery of the ships,
And the magic of the sea.
And the voice of that wayward song
Is singing and saying still:
"A boy's will is the wind's will,
And the thoughts of youth are long, long thoughts."

I remember the bulwarks by the shore,
And the fort upon the hill;
The sunrise gun, with its hollow roar,
The drum-beat repeated o'er and o'er,
And the bugle wild and shrill.
And the music of that old song
Throbs in my memory still:
"A boy's will is the wind's will,
And the thoughts of youth are long, long thoughts."

I remember the sea-fight far away,
How it thundered o'er the tide!
And the dead captains, as they lay
In their graves, o'erlooking the tranquil bay
Where they in battle died.
And the sound of that mournful song
Goes through me with a thrill:
"A boy's will is the wind's will,
And the thoughts of youth are long, long thoughts."

I can see the breezy dome of groves,
The shadows of Deering's Woods;
And the friendships old and the early loves
Come back with a Sabbath sound, as of doves
In quiet neighborhoods.
And the verse of that sweet old song,
It flutters and murmurs still:
"A boy's will is the wind's will,
And the thoughts of youth are long, long thoughts."

I remember the gleams and glooms that dart
Across the schoolboy's brain;
The song and the silence in the heart,
That in part are prophecies, and in part
Are longings wild and vain.
And the voice of that fitful song
Sings on, and is never still:
"A boy's will is the wind's will,
And the thoughts of youth are long, long thoughts."

There are things of which I may not speak;
There are dreams that cannot die;
There are thoughts that make the strong heart weak,
And bring a pallor into the cheek,
And a mist before the eye.
And the words of that fatal song
Come over me like a chill:
"A boy's will is the wind's will,
And the thoughts of youth are long, long thoughts."

Strange to me now are the forms I meet
When I visit the dear old town;
But the native air is pure and sweet,
And the trees that o'ershadow each well-known street,
As they balance up and down
Are singing the beautiful song,
Are sighing and whispering still:
"A boy's will is the wind's will,
And the thoughts of youth are long, long thoughts."

And Deering's Woods are fresh and fair,
And with joy that is almost pain
My heart goes back to wander there,
And among the dreams of the days that were,
I find my lost youth again.
And the strange and beautiful song,
The groves are repeating it still:
"A boy's will is the wind's will,
And the thoughts of youth are long, long thoughts."
6.06.2011

Fernando Pessoa
Wyspy Szczęśliwe

Jaki głos przypływa w fal szumie
I nie jest to morza głos?
To głos kogoś, kto do nas przemawia
Lecz, gdy nasłuchiwać, ucicha
Dlatego, że wytężamy słuch.

I tylko wtedy, gdy, na wpół śpiący,
Bez świadomości słyszenia słyszymy,
Że to nadzieja do nas mówi,
Do której wtedy to, jak dzieci,
Śpiąc we śnie się uśmiechamy.

To właśnie wyspy szczęśliwe,
To ziemia, co nie istnieje,
Gdzie Król mieszka i czeka.
Lecz gdy tylko jawa się zaczyna
Milknie głos i jest tylko morze.

10.04.2011

Artur Rimbaud
Romans


I

Ach, nie jest się poważnym w siedemnastej wiośnie.
Wieczorem, wśród bomb piwa, szklanek lemoniady,
Kawiarni oświetlonych i gwarnych radośnie,
Aleja lip ocienia promenady.

Powietrze takie słodkie przymyka powieki,
Tak dobrze pachną lipy w czerwcowe wieczory,
Wiatr obciążony gwarem - miasto - niedalekie -
Ma w sobie zapach winnic i piwa odory.

II

Nagle malutki skrawek nieba gdzieś widnieje,
Granatowy, oprawny w drobniutkie gałązki,
Przepięty gwiazdką małą, co słodko topnieje
I jak dreszczyk przesyła swój promyczek wąski.

Noc czerwcowa! I młodość! - To upaja trochę!
Krew staje się szampańską, do głowy uderzy,
Gada się! A na wardze całus czeka płochy
I drży na niej jak małe niecierpliwe zwierzę.

III

Przez powieści szaleńcza serc robinsonada
Zacznie się, gdy z powagą daty bardzo świeżej
Minie cię panna w miejscu, gdzie latarnia blada
Ujmie ją całą w cieniu ojcowskich kołnierzy.

Ponieważ ona myśli, żeś nader naiwny,
Tupocąc drobnym krokiem posłusznej panienki
Obraca się i wzrok swój zasyła przedziwny,
Tak że na ustach gasną ci wszystkie piosenki.

IV

Więc jesteś zakochany strasznie aż po sierpień,
Przyjaciele odchodzą, jesteś żle widziany,
Śmieszą ją twe sonety, owoc długich cierpień,
Aż wieczorem otrzymasz list od ukochanej.

W taki wieczór w kawiarni szumiącej radośnie
Każesz dać bombę piwa albo lemoniady.
Ach, nie jest się poważnym w siedemnastej wiośnie,
Tam, gdzie cień lip zielonych kryje promenady.

29.06.2010

Miron Białoszewski


Przestałem na siebie
działać? Niemożliwe. Ale wczo-
raj i przedwczoraj męczyłem mnie
(siebie). Może to to, że to
prawda, że „kto nie jest za-
chwycony sobą?” temu go-
rzej.
— Co? Nic ci się nie chce? —
to już dawno padło, Ludmiła
spytała, mnie, u mnie
— Tak.

To nie jest jeszcze taka pra-
wda do końca. Ale ostate-
cznie to, że się umrze, to
też nie jest taka prawda
do końca, dopóki się nie
przeżyje śmierci. A podobno
nikt jej nie przeżył.

***

ćśśś
Siedzimy w tej ścianie.
Jesteśmy Marsjanie.

7.06.2010

Rosario Castellanos
El Otro


¿Por qué decir nombres de dioses, astros
espumas de un océano invisible,
polen de los jardines más remotos?
Si nos duele la vida, si cada día llega
desgarrando la entraña, si cada noche cae
convulsa, asesinada.
Si nos duele el dolor en alguien, en un hombre
al que no conocemos, pero está
presente a todas horas y es la víctima
y el enemigo y el amor y todo
lo que nos falta para ser enteros.
Nunca digas que es tuya la tiniebla,
no te bebas de un sorbo la alegría.
Mira a tu alrededor: hay otro, siempre hay otro.
Lo que él respira es lo que a ti te asfixia,
lo que come es tu hambre.
Muere con la mitad más pura de tu muerte.

20.05.2010

Tadeusz Dąbrowski

To nieprawda, że świat jest bezustannym powrotem
(kiedyś zgubiłem klucze i nie znalazły się, trzeba
było wymieniać wszystkie zamki). Myślimy
tak, bo szukamy podobieństw, a przecież wiosna

nie bardziej podobna do drugiej wiosny niż do
zimy. Nie masz prawa mówić, że jesteś tym,
kim byłeś wczoraj, choćby dlatego, że wczoraj padał
śnieg, a dzisiaj pada deszcz, który nie jest

ani słońcem za chmurami, ani wodą z nieba.
Niebo zresztą też nazywasz niebem z braku
lepszych określeń. Bo sam chcesz być niebem,

a nie tylko słowem „niebo”, trzymającym
błękitną gąsienicę dla zabawy w ustach.

18.05.2010

Ian Curtis


When the routine bites hard
and ambitions are low
And the resentment rides high
but emotions won't grow
And we're changing our ways,
taking different roads
Then love, love will tear us apart again

Why is the bedroom so cold
Turned away on your side?
Is my timing that flawed,
our respect run so dry?
Yet there's still this appeal
That we've kept through our lives
Love, love will tear us apart again

Do you cry out in your sleep
All my failings exposed
Get a taste in my mouth
As desperation takes hold
Is it something so good
Just can't function no more?
When love, love will tear us apart again

17.05.2010

Josif Brodski


Jesienny wieczór w miasteczku niedużym,
które się szczyci istnieniem na mapie.
(Kartograf chyba spuścił kleks na papier,
albo się w córce sędziego zadurzył.)

Formatem swoich dziwactw zmordowana,
Przestrzeń tu jakby zrzuca z siebie brzemię
gigantomanii – gdyż ją zadowala
rozmiar ulicy Głównej. A Czas drzemie,
zerkając sennie na sklepik malutki,
który na froncie ma ogromny zegar,
a wewnątrz – wszystko, co stworzył duch ludzki:
czy to teleskop będzie, czy laubzega.

Jest tutaj kino, saloon i apteka,
oraz kawiarnia, jedyna w promieniu
mili. Bank z orłem, widocznym z daleka.
Plus kościół, który w głuchym zapomnieniu
daremnie byłby zarzucał swe sieci,
gdyby się poczta nie mieściła obok.
I gdyby tutaj nie robiono dzieci,
pastor udzielałby chrztu samochodom.

Tu rejwach świerszczy przez ciszę się niesie.
O szóstej wieczór, jak po atomowej
wojnie, nie spotkasz żywej duszy w mieście.
Tylko z księżycem można wieść rozmowę,
gdy się jak prorok pcha w okna prostokąt,
i czasem światła cadillaca hojnie
omiotą, pędząc nie wiadomo dokąd,
cokół, na którym trwa Nieznany Żołnierz.

Tu przyśni ci się nie girlasek szwadron,
ale twój własny adres na kopercie.
Tu mleczarz, widząc, że mleko się zsiadło,
pierwszy przyjmuje wieść o twojej śmierci.
Tu w czterech ścianach można żyć latami,
łykać brom, palić kalendarze wszystkie
i patrzeć w lustro, tak jak blask latarni
przegląda się w kałuży na wpół wyschłej.

11.05.2010

Innokientij Annienski
Smyczek i struny


jakiż to mrok na oczy padł?
mgła w górze księżycowo mroźna
dotykać strun przez tyle lat
i nie móc w świetle ich rozpoznać?!

komuż potrzeba nas? kto blask
w pożółkłe dwa oblicza wsączył?
i pojął smyczek: jeszcze raz
ktoś wziął ich nagle, i połączył

jak dawno już... Z ciemności dzwoń
gdy Cię zapytam: "Ty żeś? Ty żeś?"
a struna się tuliła doń
lecz drżała, płacząc coraz ciszej

"czy mi odpowiesz? dasz mi znak
że nigdy się nie rozstaniemy?"
odpowiedziała struna: "tak!"
lecz serce ból przenikał niemy

smyczek zrozumiał to. I ścichł
a w skrzypcach nadal echo brzmiało
i męką się ozwało w nich
co ludziom się muzyką zdało

ale nie zgasił człowiek świec
śpiewały skrzypce. Aż o świcie
słońce im wreszcie dało lec
bez sił... na czarnym aksamicie...

Konstanty Ildefons Gałczyński
Pieśni III


Ile razem dróg przebytych?
Ile ścieżek przedeptanych?
Ile deszczów, ile śniegów
wiszących nad latarniami?

Ile listów, ile rozstań,
ciężkich godzin w miastach wielu?
I znów upór,żeby powstać
i znów iść, i dojść do celu.

Ile w trudzie nieustannym
wspólnych zmartwień, wspólnych dążeń?
Ile chlebów rozkrojonych?
Pocałunków? Schodów? Książek?

Ile lat nad strof tworzeniem?
Ile krzyku w poematy?
Ile chwil przy Beethovenie?
Przy Corellim? Przy Scaalattim?

Twe oczy jak piękne świece,
a w sercu źródło promienia.
Więc ja chciałbym twoje serce
ocalić od zapomnienia.

6.05.2010

Kobayashi Issa


Nigdy nie zapominaj:
Chodzimy nad piekłem
Oglądając kwiaty.

Deszcze wiosenne:
Wyrzucony list
Gnany wiatrem między drzewa.

Po prostu będąc
Jestem tutaj -
W śnieżycy.

Ślimaczku,
Wspinaj się na górę Fuji,
Ale powoli, powoli!


9.04.2010

Paul Verlaine


Nadzieja lśni jak słomy ździebełko w stodole.
Czemu lękasz się osy, szalonej swym lotem?
Patrz, słońce zawsze prószy w szczelinie gdzieś złotem.
Gdybyś się zdrzemnął, łokcie oparłszy na stole?

Biedaku mój, tej wody choć wypij, źródlana,
Zimna. Śpij potem. Widzisz, jam z tobą, zbądź trwogi.
Pieszczotami otoczę twej drzemki sen błogi
I będziesz, jak dziecina, nucił, kołysana.

Południe bije. Oddal się, przez litość, pani!
Śpi. Dziwna, że stąpanie kobiety tak rani
Mózg nieszczęsnych biedaków, dzwoniąc o ich głowę.

Południe bije. Skropić kazałem w pokoju.
Śpijże, śpij! Nadzieja lśni jak kamień w wyboju.
Ach, kiedyż znowu róże zakwitną wrześniowe?


8.04.2010

Jacek Dehnel
Przez most i dalej


I.

I ta podróż, jak każda, jest złotą suwmiarką,
przemyślnym aparatem siedemnastowiecznych
okulistów: rozwiera szeroko powieki
na tramwajowe szyny, krzewy, niedopałki
i zamek: jego rdzawy kolor jest z pewnością
znaczący (te powstania i wojny, i szarpie).

Każda dziesięciolatka to reprezentantka
innej kultury. Ale ta reprezentuje
całkiem inną kulturę, z drugiej strony rzeki:
kurteczka z różowawym futerkiem i dżinsy
o oczywistym kroju, obcisłe, tamtejsze.

Widzisz jej siostry, matkę, szwagierkę, teściową,
jej dzieci, w obfitości, i dzieci ich dzieci.
I różowe futerka przyszłości, syntetyk
w rozmaitości odmian. Sekwencję wydarzeń
i pokoleń jak wykres w książce od biologii:
gonady, ślub, seks, ciąże, praca, renta, śmierć.

II.

Jedzie się jak przez morze, bez pośrednich lądów,
jakby ci, co wychodzą, skakali w odmęty,
a innych zaś autobus podnosił łaskawie
z morskich toni jak jakichś rozbitków w polarach,
zagubionych wioślarzy, syreny lub kryl.

Cerkiew, tłum, krzyki "Janeeeek", ogolone głowy.
Menelka z manelami, jej spuchnięte nogi
jak kończyny denatki (cztery dni w wersalce).
Pot. Perfumy za 8,99,
człowiek z blizną idącą od kącika ust.

Gdzieśmy zstąpili, listku, leszczynowa witko,
oposku, królewiczu, myszko, pyszczku, słonko,
w tych płaszczykach z Harrodsa i butach na miarę,
zamszowych rękawiczkach, szalikach z okładki?
Czy przecena w Ikei tłumaczy ten krok?

Potem na krótko inny wymiar: chrom i drewno,
przepierzone fantomy domów, gdzie szeregiem
stoją kolejne kuchnie, łazienki, sypialnie,
rozległe scenografie rodzinnego szczęścia
gdzie trwa, od wejść po kasy, dobór dobrych dóbr.

I powrót: odwrócona kolejność neonów,
znów ścisk, P. opowiada mi o Justynianie
II Obciętonosym. I nikt nas nie słyszy,
mówimy obcą gwarą, nieznanym dialektem,
w pokrowcu z włókien szklanych, flicu, trudnych słów.

Po drugiej stronie widać nasze miasto świateł,
z laptopem, cafe latte i cywilizacją:
tamci się nieco kulą, my się odgarbiamy,
chiński i cyrylica się anglicyzują,
jak końcowe napisy thrillera ten most.

5.04.2010

Alexander Czartoryski
Uzależnienia


Od dnia swych narodzin, aż do chwili zgonu
człowiek wciąż próbuje powracać do pionu.
Cóż mu w tym przeszkadza i pozycję zmienia?
Ano miewa człowiek ... mhm ... uzależnienia.
Czy jara marychę, czy też pali pety,
to uzależniony jest od nich niestety.
Są też tacy, którzy w czas niezmiernie krótki,
są uzależnieni wprost od picia wódki.
Gdy służą ku temu substancje rozliczne,
to uzależnienie zwą: fizjologiczne.
Lecz nie koniec na tym. Uczeni podają
różne inne względy, co uzależniają.
Na przykład psychiczne: jak zakupy, praca,
emocje, kariera ... Przeciw nam się zwraca
osłabieniem woli, natręctwem myślowym,
wypaleniem duszy w obłędzie kołowym.
Możesz też społecznie być uzależniony:
od grupy hobbystów, od kochanki, żony.
Możesz być zależny też socjologicznie,
kiedy władać zechcesz, czyli politycznie.
Uzależnień typy bada medycyna
i dopiero teraz wybór się zaczyna:
seks i telewizja, internet, jedzenie,
orgazm i reklama, ujemne sprzężenie,
przyjemność, nagroda, odruch, endorfina,
przegrody mózgowe, a w nich dopamina.
Farmakologiczne te uzależnienia
wciąż zmuszają ciebie do leków jedzenia.
Trudno pion utrzymać przy takim poziomie
uzależnień mnóstwa. Przy całym ogromie
i zróżnicowaniu wielce złych nawyków
lat życia nie starczy. Za dużo odwyków.
Jak więc uzależnień uniknąć u ludzi?
Gdy się nad problemem gros uczonych trudzi,
takie rozwiązanie na myśl mi przychodzi:
nieuzależniony, kto się nie urodzi ...
Przeoczono główny, wśród problemów lasu,
że człowiek zależny najbardziej od ... czasu.


3.04.2010

Krzysztof Kamil Baczyński
Chrystus


Przejść długim płaczem zapomnianych ścieżek
przez puste, krwawe wydmy słów i szorstkich spotkań
spłynąć wykwitem płatków zmiodnialych na wiosnę
jak cisza biała, gęsta, miękką wonią słodka.
Przejść… gromnicami drzew odprawić święta,
krzyżami wonnych dni zasadzić puste drogi,
O łukach nieba, brudnych przechodniach pamiętać,
być przyjacielem smutnych i najcichszym bogiem.
I siać niepokój sumień w oczy- brudne szyby
na pośmiewisko i na kłamstwa wieków.
Przez drogi cierpkie, dalekie i gorzkie
po coś tu do nas przyszedł, boże czy człowieku?
I w końcu
kłamstwem rozcięli przymknięte powieki,
pękł kobalt nieba szorstkim poszumem błyskawic,
niebo spłynęło szybkim w horyzont odbiegłem
kroplami sinymi mleka ciszę zadławić.
Zastygła wolno krew na zwiędłych kartach księgi,
przechodzą bose nogi w pyle, jak co dzień
i kiedy konasz co dnia na krzyżach przydrożnych,
minę cię niebaczny, zmęczony przechodzień.


2.04.2010

Jan Lechoń
Czerwone wino


Bardzo wcześnie jest jesień. Coraz wcześniej słońce
Za jezioro z ołowiu w drżące spada trzciny.
Dzień jest po to, by sennie płynęły godziny,
A wieczór, by oglądać gwiazdy spadające.

Renoir chyba w sadzie pomalował śliwy,
Tak ich skórka zielona, a brzegiem liliowa,
I wszystko tu coś znaczy, tylko brak na słowa.
Ach! jak tu odpowiedzieć, czy jestem szczęśliwy?

Jak nurek schodzi w mroki tajemniczych głębin,
Gdzie się przepych koralu bogato rozpina,
Tak ja wypijam wzrokiem czerwoność jarzębin,
Lub próbuję wargami czerwonego wina.


27.03.2010

Jurij Andruchowycz
In memory of Deep Purple


…na co ona całkiem słusznie odpisała,

że generalnie rzecz biorąc mam rację, że miłości rzeczywiście

na tym świecie nie ma tyle, ile by się chciało,

ale co w takim razie rozumiem

przez tę miłość?

To było zbyt szczere pytanie.

Nie znalazłem takiej odpowiedzi.

Żeby znaleźć takie właśnie słowa

Musiałbym znowu stać na tym kamiennym tarasie

(jakiś pałacyk, willa czy cos takiego),

wdychać upał, koniczynę, poczerwieniałe ludzkie

towarzystwo, natrętne panie i panów, trzymać spocony kieliszek,

nie wiedzieć, gdzie strząsnąć popiół

(rany boskie, nie na płyty z białego marmuru!).

nie słyszeć pytań,

i nie trafiać z odpowiedziami,

myśleć o pachach,

mrużyć oczy pod zachodzące słońce,

a potem w końcu

zobaczyć ten wąski obrys fig

pod przezroczystą sukienką prawie do pięt.


26.03.2010

Charles Bukowski
Nie czytała klasyków


nie spałem
przez trzy noce
albo trzy dni
i moje oczy są bardziej
czerwone niż białe;
śmieję się do
lustra,
i słucham
tykania
zegara
a gaz
w moim piecyku
ma taki
tłusty
ciężki
zapach, przeszywa
mnie ryk
samochodów,
mój mózg
obwieszony autami
jak bombkami, ale
czytałem
klasyków
a na mojej kanapie
śpi schlana winem
dziwka
która pierwszy raz
w życiu
słuchała
dziewiątej Beethovena
i znudzona
usnęła
grzecznie słuchając.
tylko pomyśl, tatuśku, powiedziała,
z twoją głową
mógłbyś być pierwszym człowiekiem
kopulującym
na księżycu

Rabindranath Tagore
Zbłąkane ptaki


Przyśniło się nam pewnego razu, że jesteśmy dla siebie obcy. Obudziliśmy się, by stwierdzić, że się kochamy.
Odnajduj się w miłości, o piękno, a nie w pochlebstwie swego zwierciadła.
Widząc twój uśmiech i słysząc, jak mówisz o niczym, poczułem, że długo na to czekałem.
Czuję twoją urodę, ciemna nocy, jak urodę ukochanej kobiety, kiedy zgasiła lampę.
Życie stało się bogatsze o zgubioną miłość.
Że miłość może przegrać, to fakt, z którym się nie umiemy pogodzić.


25.03.2010

Juan Gelman


poco se sabe
yo no sabía que
no tenerte podía ser dulce como
nombrarte para que vengas aunque
no vengas y no haya sino
tu ausencia tan
dura como el golpe que
me dio en la cara pensando en vos


23.03.2010, seria z Twardowskim na dzisiaj

Jan Twardowski
będzie


koniku polny co żyjesz jedną tylko Jesień
serce kochające niekochane
smutku w cztery oczy
bo mieszkanie za dwadzieścia lat
szczęście o tyle o ile
prawdo-co obrażasz
ciotko której w dowodzie dzieciak dorysował brodę
dygnitarzu który zlecisz ze stołka
wszystko tak będzie jak ma być

Aby się stało


Gwiazdy by ciemniej było
smutek by stale dreptał
oczy po prostu by kochać
choć z zamkniętymi oczami

wiara by czasem nie wierzyć
rozpacz by więcej wiedzieć
i jeszcze ból by nie myśleć
tylko z innymi przetrwać

koniec by nigdy nie kończyć
czas by utracić bliskich
łzy by chodziły parami
śmierć aby wszystko się stało
pomiędzy światem a nami


do moich uczniów


Uczniowie moi, uczennice drogie
ze szkół dla umysłowo niedorozwiniętych,
Jurku z buzią otwartą, dorosły głuptasie -
gdzie się teraz podziewasz, w jakim obcym tłumie -
czy ci znów dokuczają, na pauzie i w klasie -
Janko Kąsiarska z rączkami sztywnymi,
z nosem, co się tak uparł, że pozostał krótki -
za oknem wiatr czerwcowy z pannami ładnymi
Pamiętasz tamtą lekcję, gdym o niebie mówił,
te łzy, co w okularach na religii stają
- właśnie o robotnikach myślałem z winnicy,
co wołali na dworze: Nikt nas nie chciał nająć
Janku bez nogi prawej, z duszą pod rzęsami
- garbusku i jąkało - osowiały, niemy -
Zosiu, coś wcześnie zmarła, aby nóżki krzywe
- szybko okryć żałobnym cieniem chryzantemy
Wiecznie płaczący Wojtku i ty, coś po sznurze drapał się,
by mi ukraść parasol, łobuzie,
Pawełku z wodą w głowie, stary niewdzięczniku,
coś mi żabę położył na szkolnym dzienniku

Czekam na was, najdrożsi, z każdą pierwszą gwiazdką
z niebem betlejemskim, co w pudełkach świeci-
z barankiem wielkanocnym - bez was świeczki gasną
i nie ma żyć dla kogo.

Ten od głupich dzieci

20.03.2010

Stanisław Barańczak
Spójrzmy prawdzie w oczy


Spójrzmy prawdzie w oczy: w nieobecne
oczy potrąconego przypadkowo
przechodnia z podniesionym kołnierzem; w stężałe
oczy wzniesione ku tablicy z odjazdami
dalekobieżnych pociągów; w krótkowzroczne
oczy wpatrzone z bliska w gazetowy petit;
w oczy pośpiesznie obmywane rankiem
z nieposłusznego snu; pośpiesznie ocierane
za dnia z łez nieposłusznych, pośpiesznie
zakrywane monetami, bo śmierć także jest
nieposłuszna, zbyt śpiesznie gna w ślepy zaułek
oczodołów; więc dajmy z siebie wszystko
na własność tym spojrzeniom, stańmy na wysokości
oczu, jak napis kredą na murze, odważmy się spojrzeć
prawdzie w te szare oczy, których z nas nie spuszcza,
które są wszędzie, wbite w chodnik pod stopami,
wlepione w afisz i utkwione w chmurach;
a choćby, to jedno będzie nas umiało rzucić na kolana.


18.03.2010

Rainer Maria Rilke
Samotność


Samotność jest jak deszcz.
Z morza powstaje, aby spotkac zmierzch;
z równin niezmiernie szerokich, dalekich,
w rozległe niebo nieustannie wrasta.

Dopiero z nieba opada na miasta.
Mży nieuchwytnie w godzinach przedświtu,
kiedy ulice biegną witać ranek,
i kiedy ciała, nie znalazłszy nic,

od siebie odsuwają się rozczarowane;
i kiedy ludzie, co się nienawidzą,
spać muszą razem - bardziej jeszcze sami:
samotność płynie całymi rzekami.


17.03.2010

Konstanty Ildefons Gałczyński
Rozmowa liryczna


- Powiedz mi jak mnie kochasz.
- Powiem.
- Więc?
- Kocham cię w słońcu. I przy blasku świec.
Kocham cię w kapeluszu i w berecie.
W wielkim wietrze na szosie, i na koncercie.
W bzach i w brzozach, i w malinach, i w klonach.
I gdy śpisz. I gdy pracujesz skupiona.
I gdy jajko roztłukujesz ładnie -
nawet wtedy, gdy ci łyżka spadnie.
W taksówce. I w samochodzie. Bez wyjątku.
I na końcu ulicy. I na początku.
I gdy włosy grzebieniem rozdzielisz.
W niebezpieczeństwie. I na karuzeli.
W morzu. W górach. W kaloszach. I boso.
Dzisiaj. Wczoraj. I jutro. Dniem i nocą.
I wiosną, kiedy jaskółka przylata.
- A latem jak mnie kochasz?
- Jak treść lata.
- A jesienią, gdy chmurki i humorki?
- Nawet wtedy, gdy gubisz parasolki.
- A gdy zima posrebrzy ramy okien?
- Zimą kocham cię jak wesoły ogień.
Blisko przy twoim sercu. Koło niego.
A za oknami śnieg. Wrony na śniegu.

8.03.2010

Walt Whitman
Wyruszając z Paumanok


Wyruszając z rybokształtnego Paumanok, gdzie się

urodziłem,

Dobrze poczęty, wychowany przez doskonałą matkę,

Wędrujący przez wiele krajów, miłośnik tłumnych ulic,

Mieszkaniec Mannahatty, mojego miasta, albo wędrujący

przez południowe sawanny,

Żołnierz spoczywający w obozie albo dźwigający plecak

i strzelbę, górnik w Kalifornii;

Wiodący nieokrzesany żywot w borach Dakoty, jedzący

mięso, pijący wodę ze źródła

Albo odchodzący w jakieś głębokie pustkowie, aby dumać

i rozmyślać,

Z dala od zgiełku tłumów, w samotności upojony

i szczęśliwy,

Dostrzegający nową swobodną dawczynię, wartko płynącą

Missouri , patrzący na potężna Niagarę,

Patrzący na stada bawołów pasących się na równinach,

bawołów kosmatych o mocnych piersiach,

Na ziemię, skały, kwiaty piątego miesiąca, gwiazdy, deszcz

i śnieg, to zadziwienie moje,

Studiujący dogłębnie tony ptaka przedrzeźniacza i lot

górskiego sokoła,

Słuchający o świcie niezrównanego dźwięku, śpiewu drozda

pustelnika z nadbagiennych cedrów,

Samotny, śpiewający w ziemi Zachodu, przebijam drogę

do Nowego Świata.

7.03.2010

Siergiej Jesienin
List do matki


Żyjesz jeszcze, biedna stara matko?
I ja żyję. Pozdrowienia ślę.
Niechaj sączy się nad twoją chatką
To wieczorne światło w sinej mgle.

Mnie pisano, ze ukrywasz trwogę,
Tęsknisz za mną, że cię trapi żal,
Że wychodzisz często znów na drogę
W swej salopie śmiesznej - patrzeć w dal.

A gdy siny mrok na wieś się kładzie,
Często widzisz, niby blisko tuż,
Jak ktoś mi nagle w karczemnej zwadzie
Wbił po serce fiński nóż.

Głupstwo mamo! Spokój nade wszystko.
To igraszka tylko sennych mar,
Już nie takie ze mnie pijaczysko,
Bym bez ciebie gdzieś tam z dala zmarł.

Po dawnemu łaknę twej pieszczoty
I o jednym marzę tylko w snach,
Bym czym prędzej od tej złej tęsknoty
Znów powrócić pod nasz niski dach.

Wrócę, wrócę, kiedy w słońca blasku
Rozwiosenni się nasz biały sad.
Tylko ty już więcej mnie o brzasku
Nie budź tak, jak osiem temu lat.

Nie rusz tego, co się odmarzyło,
Nie budź tego, co na wieki śpi.
Zbyt mnie wcześnie życie doświadczyło.
Strata złud i nuda wszystkich dni.

I modlitwy nie ucz mnie. Bo po co?
Co odeszło, już nie wróci, nie.
Tyś jedyną łaską i pomocą,
Tyś jedyne moje światło w śnie.

Więc zapomnij już tę swoją trwogę,
Przestań tęsknić, porzuć zbędny żal.
I nie wychodź tak często na drogę,
W swej salopie śmiesznej - patrzeć w dal.


2.03.2010

Octavio Paz


Dzień otwiera dłoń
Troje chmur
I tych kilka słów


O świcie to co się rodzi szuka dla siebie wyrazu
Na sennych wykrotach iskrzy się blask
Galopują wzgórza brzegiem morza
Słońce wstępuje w ostrogach do wody
Kamień atakuje i rozbija jasność
Morze upiera się i rośnie u stóp widnokręgu
Ziemia jak niewyraźna groźba rzeźby
Świat wznosi czoło jeszcze nagie
Kamień obtoczony gładki dla wyrycia na nim pieśni
Jest początek hymnu jak drzewo
Jest wiatr i urodziwe nazwy w jego szumie



19.02.2010

Zbigniew Herbert
Sprawozdanie z raju


W raju tydzień pracy trwa trzydzieści godzin
pensje są wyższe ceny stale zniżkują
praca fizyczna nie męczy, wskutek mniejszego przyciągania
rąbanie drzewa to tyle co pisanie na maszynie
ustrój społeczny jest trwały a rządy rozumne
naprawdę w raju jest lepiej niż w jakimkolwiek kraju

Na początku miało być inaczej
świetliste kręgi chóry i stopnie abstrakcji
ale nie udało się oddzielić dokładnie
ciała od duszy i przychodziła tutaj
z kroplą sadła nitką mięśni
trzeba było wyciągnąć wnioski
zmieszać ziarno absolutu z ziarnem gliny
jeszcze jedno odstępstwo od doktryny ostatnie odstępstwo
tylko Jan to przewidział: zmartwychwstaniecie ciałem

Boga oglądają nieliczni
jest tylko dla tych z czystej pneumy
reszta słucha komunikatów o cudach i potopach
z czasem wszyscy będą oglądali Boga
kiedy to nastąpi nikt nie wie

Na razie w sobotę o dwunastej w południe
syreny ryczą słodko
i z fabryk wychodzą niebiescy proletariusze
pod pachą niosą niezgrabnie swe skrzydła jak skrzypce


18.02.2010

Ivan Blatný
Wariacje


Są chwile, kiedy do okna się skrada
tysiąc miejsc różnych, są w nich wszystkie kraje.
Wir płatków śniegu między kraty wpada
i na parkiecie taje.
Okno, otwarte ledwie na momencik,
chłonie ogrody, podwórze, po którym
mknie biały zaprzęg, pędzi, pędzi, pędzi,
by wreszcie miękko wtopić się w kontury.
Dzwon z bliskiej wieży. Słyszysz, to on przecie?
Jest cicho, cicho. Cicho w całym świecie.
Przed szczelinami, które rybą tracą,
zamieć opuszcza pomierzwiony ogon.
Ten dom podobny jest domów tysiącom,
bo w każdym brak jest kogoś.
A okno słucha, jak po bliskim dzwonie
dalekie dzwony wstrząsają wieczorem.
Każde mieszkanie jest na pustkę chore,
a nikt nie mówi o niej.
Czterdziesty piąty. Dwudzieste stulecie.
Jest cicho, cicho. Cicho w całym świecie.
Znów to spojrzenie: Mróz przeszedł do kości,
zadrżał przechodzień w dole pod oknami.
Jest sam, ma głowę pełną trosk, przykrości,
rekonwalescent: powłóczy nogami.
Gdzieś tam daleko zadzwoniły sanie,
Ciszę z kanałów zaśnieżonych płoszą.
Idzie spokojnie i zdecydowanie,
mroźnym powietrzem oddycha z rozkoszą.
I nie chce wracać, nic go w tył nie zmiecie.
Jest cicho, cicho. Cicho w całym świecie.

17.02.2010

Jarosław Iwaszkiewicz
Sam na sam trzeba gadać z nocą...


Sam na sam trzeba gadać z nocą,
Szeleścić ciemnym świerków gąszczem,
Splątaną gałąź rozplątywać
I szeptem odgadywać liście...

Głęboko schylić się nad wodą,
Rękami zróść się z wodorostem
I drzew ramiona beznadziejne
Dzielić i łączyć w plusku fali...

I w splocie czarnych słów i roślin,
W odbiciu gwiazd, w oprzędzie nocy
Ujrzeć swe rysy w lustrze wody:
Piękniejsze... zatarte...


15.02.2010

T. S. Eliot
Próżni ludzie

Pan Kurtz - on umrzeć
A penny for the Old Guy

I

My próżni ludzie
My wypchani ludzie
Podpieramy się wzajem
Niestety w głowach słoma
Kiedy do siebie szepczemy
Ciche i bez znaczenia
Są nasze wyschłe głosy
Jak wiatr dmący przez osty
Jak szczurze łapki na rozbitym szkle
W naszej suchej piwnicy

Kształty bez formy, cienie bez koloru
Zastygła siła i gesty bez ruchu.

Ci, którzy weszli nie spuszczając oczu
W inne królestwo śmierci
Wspomną jeżeli wspomną
Nie dusze gwałtowne
Lecz ludzi wydrążonych
Lecz wypchanych ludzi.

II

Oczu napotkać w snach się nie odważę
W sennym królestwie śmierci
Nigdy się nie ukażą:
Tam oczyma będzie
Blask słońca w kalekiej kolumnie
Tam drzewo w kołysaniu
I głosy tam będą,
Jak wiatr w liści szumie
Bardziej odległe bardziej uroczyste
Niż gwiazda co traci blask.

Obym nie stał bliżej
Sennego śmierci królestwa
Niech wdzieję jak wszyscy
Takie wymyślne przebranie
Sierść szczurzą, krucze pióra
Patyki jak w polu strach
Niech chylę się jak wieje wiatr
Nie bliżej -

Niech się oddali ostatnie spotkanie
W mrocznym królestwie.

III

Oto kraina martwa
Kraina kaktusów
Gdzie przed wzniesionymi
Posągami z kamienia
Dłoń umarłego wzywa łaski głazu
Pod migotaniem spadającej gwiazdy.

I czy jest tak właśnie
W innym królestwie śmierci?
Budzimy się samotni
W chwili kiedy ciało
Przenika czułość
I wargi co chcą pocałunków
Do strzaskanego modlą się kamienia.

IV

Tu nie są oczy
Oczu tutaj nie ma
W mrocznej dolinie gwiazd umierających
W tej dolinie próżnej
Złamanej szczęce naszych dawnych królestw
W tym ostatnim miejscu spotkania
Szukamy się po omacku
I słów unikając
Stajemy w piasku nad rzeką obrzmiałą

Niewidomi zanim
Oczy nie zjawią się znowu
Jak gwiazda nieustająca
Stulistna róża
Mrocznego królestwa śmierci
Nadzieja tylko
Pustych ludzi

I okrążamy kolczasty kłąb
kolczasty kłąb kolczasty kłąb
I okrążamy kolczasty kłąb
O piątej godzinie rano

Pomiędzy myślą
A rzeczywistością
Pomiędzy zamiarem
A czynem
Kładzie się cień

Albowiem Twoje jest Królestwo

Pomiędzy pomysłem
A dziełem
Pomiędzy wzruszeniem
A odczuciem
Kładzie się cień

Życie jest bardzo długie

Pomiędzy żądzą
A spazmem rozkoszy
Pomiędzy możnością
A istnieniem
Pomiędzy istotą
A jej zstąpieniem
Kładzie się cień

Albowiem Twoje jest Królestwo

Albowiem Twoje jest
Życie jest
Albowiem Twoje jest

Oto jak kończy się świat
Oto jak kończy się świat
Oto jak kończy się świat
Nie z trzaskiem lecz ze skomleniem



14.02.2010

Pablo Neruda
Zawsze


Wobec ciebie
nie jestem zazdrosny.

Przyjdź z mężczyzną
za plecami,
przyjdź mając ich stu we włosach,
przyjdź z tysiącem ich od piersi do stóp,
przyjdź jak rzeka
pełna topielców
na spotkanie ze wściekłym morzem,
wieczną pianą i burzą.

Przynieś ich wszystkich
tam gdzie czekam:
zawsze będziemy sami,
zawsze będziemy ty i ja
sami na ziemi
aby rozpocząć życie.

Brak komentarzy: