środa, 17 listopada 2010

W Krakówku minął kolejny dzień spod znaku "Na Ruczaju". Typowa środa: dużo mediów, seksualności i filmu. Teraz staram się rozpisać heksametr na jutrzejszą łacinę, która zaczyna się o nieludzkiej, bo ósmej godzinie. Koło naszej spokojnej zwykle ulicy, samochód przejechał dziś człowieka. Wciąż leży czarny worek, a wokół gromadzą się gapie. Moment. Tak, jak odszedł Krzysiek, jak u Gabrieli wykryto raka mózgu, jak rozpłynęła, z dnia na dzień zniknęła, babcia. Dużo śmierci w tym roku, a ja coraz mniej oswojona. Trudno o śmierci, by nie trąciło myszką, wyuczonym aforyzmem, banałem powtarzanym tak często, że wywołuje zgrzyt zębów. I nawet ten cmentarz, tak wzniośle i uroczyście, na czasie- listopadowo, jest dziś dla mnie tylko kolejnym niedopowiedzeniem.

Brak komentarzy: