środa, 6 stycznia 2010

Po świąteczno-sylwestrowych zmaganiach z udziałem karmazynów, sandaczy, pierogów, kutii, tiramisu, chatek puchatka i sałatek różnego smaku, skończył się czas obżerania i nadszedł trudny miesiąc sesyjny... no oprócz dnia dzisiejszego, bo do mojego nowego domu przyszła na obiad rodzina moich współlokatorów i tak, jak obiad zaczął się o 14.00, tak skończył się o 22.oo. Ważne to, bo Katalonia nabiera dzięki teu kolorytu, który systematycznie gubił się u boku szalonego Baska.

Brak komentarzy: