wtorek, 9 grudnia 2008

Stolica po raz drugi

Prado wita odwiedzających istnym zalewem prac mistrzów i mistrzyków. Herbert wracał w to miejsce wiele razy i trudno mu się dziwić, bo ogarnięcie całości podczas jednej wizyty to nie tyle niemożność, ale prawdziwy gwałt na sztuce. Bo przecież gwałtem dla sztuki jest obojętność, a takowa spływa na widza po wizytacji kilkunastu sal. W pradiańskich murach o wiele łatwiej o zachwyty, bo nie tylko mamy do czynienia z dziełami wielkich malarzy, ale też z poczuciem, że oto my, odbiorcy kultury wysokiej, znamy tę kulturę i doskonale ją rozumiemy. Prawie każda sala ma swojego „pupilka”, co łatwo zauważyć, bo wokół „pupilka” gromadzi się większość zwiedzających. To co jednak przykuło moją uwagę, to para angielskich homoseksualistów, z których jeden dysponował ogromną wiedzą na temat sztuki i głośno dzielił się ze swoim współtowarzyszem. Mężczyzna okazał się dla mnie największą atrakcją hiszpańskiego muzeum. Bo oto wszystkie obrazy, pozornie znane, przeanalizowane, zgłębione przez lekturę Vasariego, Gombricha, Eco, czy Białostockiego, na nowo nabrały życia i rozpoczęły fascynującą grę ze mną- widzem. Grę, o której przez ostatnie dwa lata prawie zapomniałam. Sztuka być może nie wymaga słów, ale gdy słowa mają sens, są jak mapa w rękach podróżnika, czy święci w wierze katolickiej. Niby zbędne składniki dla żądnego przygód wędrowca, czy człowieka wierzącego w Boga, ale to dzięki takim narzędziom każdy odnajduje swoją szansę na poznanie. Moje szanse zwiększyły się na moment dzięki młodemu historykowi sztuki w madryckim muzeum. Niestety aby nie zrujnować romantycznej atmosfery, musiałam powstrzymać się od dalszego podążania ich śladami, po wysłuchaniu komentarzy do zaledwie trzech obrazów. Ale do Prado jeszcze wrócę, objuczona wieloma książkami, bo jedno krótkie spotkanie przypomniało mi o tym, dlaczego cztery lata temu zaczęłam tyle czuć widząc kilka maźnięć na przybrudzonym płótnie.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Witaj Polu,
Ośmielona zaproszeniem Twojej mamy pozwalam sobie, od czasu do czasu, tu zajrzeć. Wiele razy milczałam czytając, a dziś nie mogę powstrzymać się od komentarza - pięknie posługujesz się słowem Polu. Nie tylko masz coś do powiedzenia, ale jeszcze nieźle to wyrażasz - a nie zawsze jest to regułą - albowiem są ludzie, którzy mądrze mówią, ale czytać się tego nie da. I kto by pomyślał?! Wcześniej, o ile pamiętasz, było słynne "wnet"... a potem długo nie miałam do czynienia z Twoimi pracami. Będę tu wracać, w miarę wolnego czasu - niezły blog :) pozdrawiam
Ania G.

Pola pisze...

dziękuję bardzo i zapraszam serdecznie