czwartek, 11 września 2008

stolica

Madryt na tę chwilę jawi mi się jako wielka jama pełna tajemnych przejść i podziemnych zakamarków. Cały mój czterogodzinny pobyt w stolicy spędziłam biegając po lotniskowych toaletach, odbierając bagaże oraz jeżdżąc trzema różnymi liniami metra by dotrzeć do Atocha. Potem okazało się, że to wszystko zajmuje tyle czasu, że nie ma co wychodzić na powierzchnię, tylko czym prędzej zakupić bilet na Renfe i udać się do pociągu odjeżdżającego w kierunku Cuenci. Korzystając z okazji, próbowałam przy kasie biletowej ćwiczyć mój hiszpański, ale pani, nieprzyzwoicie jak na Hiszpankę, zaczęła mówić po angielsku, czym kompletnie pokrzyżowała moje edukacyjne plany.

Brak komentarzy: