czwartek, 11 września 2008

lot

Lotnisko Londyn Gatwick okazało się bogate w długie, wręcz niekończące się korytarze. Z pewnością nie jest to Heathrow, ale tempo, jakie musiałam sobie nadać, by w odpowiednim czasie pokonać odległość z samolotu A do samolotu B, stawia gatwickie korytarze, na równi z bieżnią w ptasim gnieździe. Oczywiście nie byłoby szans do pokonywania rekordów na miarę Ussaina Bolta, gdyby nie fantastyczny timing angielskich linii lotniczych, które to za punkt honoru postawiły sobie urozmaicenie podróży swym pasażerom. Wygląda na to, że pielęgnują ów zwyczaj, bo ku Madrytowi także ruszyliśmy z opóźnieniem. Czyli od początku przygoda i podniesiona adrenalina. Czego chcieć więcej?

Brak komentarzy: